Warszawa: 70-latka czekała 12 godzin na przyjęcia do szpitala. Do akcji musiała wkroczyć policja
70-latka została przywieziona do jednego z warszawskich szpitali w czwartek po południu. Pracownicy placówki odmówili przyjęcia pacjentki, która spędziła w karetce przed budynkiem kolejne 12 godzin. W tym czasie w szpitalu trzykrotnie interweniowała policja.
Do szokującej sytuacji doszło na izbie przyjęć szpitala imienia Orłowskiego na ul. Czerniakowskiej w Warszawie. 70-latka z objawami odwodnienia została przywieziona do placówki przez karetkę pogotowia. Lekarz tłumaczył, że nie może jej przyjąć z powodu braku miejsc, jednak nie wydano innej dyspozycji.
Szpital odmówił przyjęcia pacjentki. Kobieta czekała na pomoc 12 godzin
W czwartek 18 lutego br. około godziny 17:00 do szpitala imienia Orłowskiego w Warszawie przywieziono 70-letnią kobietę. Jak relacjonował reporter portalu tvnwarszawa.pl Artur Węgrzynowicz, pacjentka nie została przyjęta na oddział, a lekarz tłumaczył swoją decyzję brakiem miejsc w placówce.
- Po prawie trzech godzinach oczekiwania, przed szpital podjechała druga karetka, a pacjentka została przekazana pod opiekę drugiemu zespołowi, wszyscy czekali dalej - informował Artur Węgrzynowicz.
- Ratownicy medyczni mówią mi: tutaj nie chodzi o procedury. W nocy temperatura spadła poniżej zera. Czy kobieta nie mogłaby poczekać w szpitalu, choćby na korytarzu? Z dostępem do toalety, z butelką wody i podłączoną kroplówką? - dodał reporter.
W ciągu następnych godzin szpital wciąż nie zgadzał się na przyjęcie pacjentki, jednak Wojewódzki Koordynator Medyczny utrzymywał swoją decyzję o przydzieleniu 70-latki do placówki na Czerniakowskiej.Zirytowani ratownicy medyczni wezwali na miejsce policję. Jak potwierdził Robert Szumiata rzecznik prasowy policji w Śródmieściu, w rozmowie z tvnwarszawa.pl, tej nocy policjanci łącznie interweniowali w placówce trzy razy, m.in. w sprawie 70-latki. Funkcjonariusze nie mogli jednak zmusić lekarzy do przyjęcia pacjentów, a interwencje zakończyły się jedynie sporządzeniem służbowej notatki.
- Powód zawsze był ten sam. Ludzie dzwonili, bo nie byli przyjmowani przez szpital, a lekarz się tłumaczył, że nie przyjmuje, bo nie ma miejsca. [...] My nie możemy nikogo przymusić do przyjęcia pacjentów. [...] Rozmawiałem przed chwilą z dyżurnym. Powiedział, że ze szpitali w ostatnim czasie przyjmujemy bardzo dużo zgłoszeń. Takie przypadki nie należą więc do rzadkości. Rozżaleni pacjenci czy ich rodziny dzwonią do nas z prośbą o interwencję - tłumaczył Robert Szumiata.
Z informacji przekazanych przez Karola Bielskiego z Meditransu wynika, że kobieta miała zostać przyjęta na oddział dopiero około 4:00 nad ranem, czyli po 12 godzinach oczekiwania na pomoc. Zespół pogotowia ratunkowego, pod którego opieką pozostawała, zmieniał się w tym czasie trzy razy.
- Decyzję o przetransportowaniu do innych szpitali od pierwszego stycznia podejmuje urząd wojewódzki. Takiej decyzji nie podjął - tłumaczył Karol Bielski.
- Sytuacja Mokotowa jest szczególnie trudna. Szpital Południowy, który docelowo będzie odciążał pacjentów z tej części, obsługuje obecnie jedynie pacjentów zakażonych koronawirusem, szpital na Wołoskiej podobnie. Mamy lukę jeżeli chodzi o obsługę pacjentów. To jest cały Ursynów, Mokotów, część Śródmieścia, duża wyrwa w obsłudze. Pacjenci więc, siłą rzeczy, są rozwożeni do dalszych szpitali albo korzystają z zasobów, które są, a te są ograniczone - dodał.
Artykuły polecane przez redakcję Pikio:
- Dziennikarze przyłapali Andrzeja Dudę na stoku. Bronisław Komorowski skomentował jego decyzję
- Uczestniczka programu "Rolnik szuka żony" chce unieważnienia ślubu kościelnego. Zaręczyła się z nowym partnerem
- Mąż Rodowicz chce unieważnić podział majątku. Piosenkarka zabiegała o nieruchomości i działkę
Źródło: TVN 24