Nagle straciła przytomność, musieli reanimować ją w karetce. Żona Marcina Prokopa przed laty przeżyła dramat
Maria Prażuch, żona Marcina Prokopa, zmagała się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Kobieta po tym, jak nagle upadła na ziemię, była przekonana, że lada moment umrze. Stresująca praca doprowadziła ją do kresu sił.
Żona Marcina Prokopa przez ponad 15 lat była pracownicą korporacji. Zawód, który wykonywała, wiązał się z ogromnym stresem i koniecznością wykonywania wielu wymagających zadań. By odpocząć od presji zawodowej, zaczęła biegać. Nieprofesjonalne podejście do sportu jednak nieomal doprowadziło do tragedii.
Żona Marcina Prokopa miała poważne problemy zdrowotne
- Siedziałam 15 lat w tej branży. Ja przez chwilę się nie zastanawiałam, czy ja tam jestem szczęśliwa, ja po prostu robiłam tę robotę. Wiadomo, pracowałam w marketingu, więc coś tam zahaczało o jakąś kreatywność, nie było to siedzenie po prostu w tabelce […], gdzieś tam miałam kreatywny wentyl w tej pracy. To mnie trzymało przy życiu - opowiadała Maria Prażuch w rozmowie z Beatą Sadowską.
- Ja naprawdę nie byłam świadoma, dokąd to moje życie będzie prowadziło. I tak było z bieganiem, Ja to nazywam, że było to wdeptywanie stresu w beton. To nie było mądre i świadome bieganie z oddechem. […] Na nieszczęście nie w lesie, a na betonie, co oddziaływało fatalnie na mój kręgosłup, co do dziś czuję. […] Biegałam jak korpoludek wypuszczony na trening po robocie […] - kontynuowała żona Marcina Prokopa.
Kobieta zaczęła dostrzegać swoje problemy zdrowotne dopiero wtedy, gdy w jej życiu doszło do dramatycznego zdarzenia. Podczas zagranicznych wakacji postanowiła wziąć udział w półmaratonie. Sportowa przygoda zakończyła się przyjazdem karetki pogotowia.
Sytuacja była niezwykle poważna. Życie Marii Prażuch było zagrożone. Ratownicy musieli podjąć reanimację w trakcie transportu do szpitala. Żona Marcina Prokopa, myśląc o tym, że wkrótce umrze, nie myślała o ludziach, których kocha, a o tym, jakie obowiązki czekają na nią w pracy.
- To bieganie skończyło się taką kompletną awarią, bo wylądowałam w szpitalu. Biegłam półmaraton na Malcie i się tak odwodniłam, to była duża akumulacja wielu zjawisk, głównie stres w pracy, myślałam, że jestem przygotowana - relacjonowała kobieta.
- Nie pamiętam niczego od 11 do 20 km. […] Biegłam nieprzytomna, padłam na 800 m przed metą i wylądowałam w szpitalu. [...] To spowodowało we mnie ogromną zmianę, ale nie od razu. Jak ja już byłam pomiędzy tym światem a tamtym, oni mnie tam reanimowali w karetce, to ja nie myślałam o mężu, dziecku, rodzicach, tylko o pracy, że nie przekazałam budżetu, bo nie przekazałam budżetu i oni nie będą wiedzieli czegoś ważnego. W jakim ja byłam tunelu, gdzie były moje priorytety? - zastanawiała się Maria Prażuch podczas wywiadu.
Żona Marcina Prokopa doszła do siebie po dramatycznych wydarzeniach. Kolejne trzy lata upłynęły jej jednak pod znakiem nerwicy napadowo-lękowej. Trudne doświadczenia sprawiły, że ostatecznie zdecydowała się wprowadzić zmiany w swoim życiu.
Dziś Maria Prażuch stawia na spokój i równowagę wewnętrzną. Zaczęła pasjonować się trenowaniem jogi i wkrótce uzyskała tytuł trenerki. Dużo czasu poświęca również na wychowanie córki, niespełna piętnastoletniej Zosi.
Artykuły polecane przez redakcję Pikio:
- Większość osób popełnia ten sam błąd. Kostki toaletowe zakłada się w inny sposób
- Bliscy matki, która zabiła synów w wieku 3 i 5 lat, nie wierzą w jej winę. Sądzą, że sama jest ofiarą, w domu miała ciężko
- Piotr Żyła nigdy nie był tak wściekły. Nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy
Źródło: Super Express