Wirusolog ujawnił prawdę o testach na koronawirusa z marketu. Trzeba wiedzieć
Autor Klaudia Bochenek - 23 Marca 2021
Doc. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog i mikrobiolog, ekspert diagnostyki mikrobiologicznej, w rozmowie z portalem Interia postanowił raz na zawsze rozwiać wątpliwości dotyczące testów na koronawirusa, które można nabyć w markecie. Ostatnio wręcz furorę robią te dostępne w Biedronce. Nie każdy jest jednak świadomy, że tak naprawdę są praktycznie bezużyteczne.
Testy na koronawirusa, kiedy tylko zostały wprowadzone do obiegu, cieszą się niemałym zainteresowaniem. W Biedronce sprzedawane są za cenę 49,99 zł i zostały wręcz wyprzedane na pniu. Dochodziło nawet do kłótni między klientami. Wirusolog wyjaśnia, czy są warte takich pieniędzy.
Test na koronawirusa z marketu jest stratą pieniędzy?
Wirusolog Tomasz Dzieciątkowski, zapytany, czy to dobry pomysł na wprowadzanie do ogólnej sprzedaży kasetkowych testów serologicznych miał tylko jedną odpowiedź, która może nie spodobać się osobom, które już zaopatrzyły się w produkt.
- To jest świetny pomysł na zarabianie pieniędzy. I w zasadzie na tym moglibyśmy zakończyć naszą rozmowę. Natomiast, jeśli chodzi o jakąkolwiek wiarygodną diagnostykę, to jest to pomysł absolutnie wyssany z palca. I to bardzo brudnego - komentuje ekspert.
Testy zostały wykonane przez szwajcarską firmę, a producent zapewnia nawet o 98% dokładności. Zdaniem eksperta ma się to nijak do rzeczywistości. Testy nie mają specjalnych oznaczeń. Z kolei zdobycie odpowiedniego certyfikatu może kosztować nawet 50 tys. euro.
- Z punktu widzenia przepisów Unii Europejskiej każdy test przeznaczony do diagnostyki musi być certyfikowany i mieć oznaczenie IVD - In Vitro Diagnostics - taki prostokącik z trzema literkami. To, że test jest szwajcarskiej firmy, nie oznacza, że przeszedł badania stosowne jednostce notyfikowanej. [...] Nie mają symbolu na swoich pudełkach. W związku z tym, że go nie mają, znaczy, że tego nie przeszli. Gdyby przeszli, to by się tym chwalili. Każdy się tym chwali - kwituje wirusolog.
Jak zaznacza doc. Tomasz Dzieciątkowski, to, że testy zostały wyprodukowane w Szwajcarii, nie jest żadnym argumentem. Poza tym testy nie pokazują, czy jesteśmy aktualnie zakażeni, czy nie - mogą jedynie wskazać, czy do tej pory mieliśmy kontakt z wirusem. Co ciekawe, ekspert mówi, że test może nawet nie poinformować, czy ktoś na pewno przeszedł COVID-19.
- [...] Tego typu testy są teraz rekomendowane wyłącznie w jednym przypadku - do badania poziomu przeciwciał, przede wszystkim u ozdrowieńców. Przy czym mówimy tutaj o testach ilościowych, a to jest test jakościowy, który działa na zasadzie „jest - nie ma”. I tego rodzaju test ma za zadanie zaspokoić - powiem kategorycznie - niezdrową ciekawość, czy ktoś miał kontakt z wirusem, czy go nie miał. On nawet nie informuje, czy ktoś miał zakażenie - tłumaczy wirusolog.
To właśnie ciekawość kieruje kupującymi. Większość osób może po nie sięgnąć, kiedy zauważą u siebie pierwsze objawy choroby. Niestety, testy mogą dawać wyniki mylące, a nawet, jeśli w okienku zobaczymy wynik pozytywny, nie znaczy on praktycznie nic.
- [...] Tego typu testy będą dawały wyniki mylące i również - co należy podkreślić - absolutnie niemiarodajne z punktu widzenia jakiegokolwiek badacza. Żeby było zabawniej, jeżeli wyjdzie nam wynik potencjalnie dodatni - co o niczym nie świadczy - pójdziemy z takim wynikiem do lekarza. I tak czy inaczej, trzeba będzie wykonać kolejne badanie. Więc kupowanie tego typu testu to idealny sposób na wydanie 50 złotych - komentuje doc. Dzieciątkowski.
Artykuły polecane przez redakcję Pikio:
- Zamknięcie wszystkich sklepów? Rzecznik rządu o zaostrzeniu restrykcji
- Twardy lockdown i zamknięte kościoły od niedzieli? Prof. Horban o zaostrzeniu restrykcji
- Kobieta ujawnia, co spotkało ją przed testem na COVID-19 i przestrzega innych
Źródło: Interia
[EMBED-9]
Następny artykuł