W pierwszy dzień lockdownu zrobili bierzmowanie. Tłumy przed i w kościele
Chociaż w sobotę 27 marca rozpoczął się kolejny lockdown, w parafii św. Judy Tadeusza na krakowskich Czyżynach odbyło się bierzmowanie dwóch roczników. Nie miejscu nie zabrakło rodzin dzieci, które przyjmowały sakrament. Niektórzy rodzice jednak zdecydowali się, by ich pociechy nie brały udziału w ceremonii. Nie są zadowoleni z decyzji duchownych.
Bierzmowanie odbyło się 27 marca w kościele na krakowskich Czyżynach. Decyzja o zorganizowaniu uroczystości może nieco dziwić, zwłaszcza że od soboty obowiązują nowe obostrzenia sanitarne. Biskup Robert Chrząszcz jednak stwierdził, że wszyscy czuli się bezpieczni. Są rodzice, którzy mają jednak odmienne zdanie.
Choć biskup wydawał się spokojny, część rodziców nie chciała, by bierzmowanie odbyło się w trakcie trzeciej fali pandemii. Opiekunowie starali się nawet zainterweniować w tej sprawie, jednak duchowni nie przychylili się do próśb i postanowili zorganizować uroczystość.
Bierzmowanie w krakowskiej parafii wywołało kontrowersje
Jedna z matek w rozmowie z Gazetą Wyborczą przyznała, że podjęto odpowiednie działania, by termin bierzmowania został zmieniony. Duchowni jednak nie chcieli już dłużej czekać i przekładać daty uroczystości.
– Zgłaszaliśmy się do służb sanitarnych, policji, do kurii. Pierwszy dzień twardego lockdownu, a parafia podejmuje decyzję o bierzmowaniu. Sakrament odraczano już dwa razy ze względu na pandemię. Dzieci mogłyby poczekać jeszcze tych kilka miesięcy. Ale ksiądz się uparł, że teraz. I nic nie wskóraliśmy– powiedziała kobieta.
Kolejna matka przekonuje, że prośby nie były motywowane złośliwością, ale zwykłą troską o bezpieczeństwo dzieci. Jednak do uroczystości doszło i o godzinie 10:00 do sakramentu przystąpiła ponad setka dzieci.
Ponad sto dzieci wzięło udział w bierzmowaniu w krakowskiej parafii
Może się to wydawać, że bierzmowanie z gromadą dzieci nie może odbyć się podczas lockdownu. A jednak w parafii św. Judy Tadeusza w Krakowie do sakramentu przystąpiło 62 uczniów klas II oraz 43 osoby młodsze o rok.
Wraz z dziećmi pod kościołem pojawili się świadkowie, obecni byli również rodzice oraz rodzeństwo. Fotoreporterka Gazety Wyborczej Ada Bochenek przyznała, że okoliczności nie przypominały kameralnej uroczystości.
– Z uwagi na limit osób nie zostałam wpuszczona do kościoła. Połowa młodych, ze świadkami i rodzinami, którzy również do kościoła nie weszli, siedziała na przygotowanych przed kościołem ławkach. Mimo tego podziału gołym okiem widać było ścisk. Trochę tłum jak na twardy lockdown – oświadczyła.
W trakcie ceremonii proboszcz nie zapomniał zaapelować o obowiązkowe zasłanianie nosa oraz ust. Choć duchowny prosił o zachowanie bezpieczeństwa z ambony, to jednak o dystansie wierni najprawdopodobniej zapomnieli. Na koniec mszy biskup Robert Chrząszcz podziękował wszystkim i zasugerował, że nikt nie czuł obaw.
– Dziękuję księżom, którzy przygotowali uroczystość. Myślę, że każdy z nas czuł się bezpieczny, Duch Święty zstąpił na nas, a my wszyscy zdołaliśmy się ustrzec przed niebezpieczeństwami. Mam nadzieję, że to wszystko dobrze się skończy – słowa kapłana cytuje GW.
Wśród rodziców znaleźli się tacy, którzy nie pozwolili dzieciom na uczestniczenie w ceremonii. Jedna z matek przyznała, że taka decyzja mogłaby nieść zagrożenie.
– Zdecydowałam, że moje dziecko, choć przygotowywało się bardzo długo do tej uroczystości, nie weźmie w niej udziału. To po prostu niebezpieczne – powiedziała kobieta w rozmowie z GW.
Warto przypomnieć, że podczas jesiennej fali zarażeń zmarł ówczesny proboszcz krakowskiej parafii. Kapłan odszedł 25 października. Tym bardziej decyzja o zorganizowaniu bierzmowania w szczycie trzeciej fali wywołała spore zdziwienie wśród wiernych.
Zdaniem księży kościół był odpowiednio przygotowany do bierzmowania
Na temat przygotowań się do bierzmowania wypowiedział się obecny proboszcz ks. Zygmunt Kosowski. Na łamach Gazety Wyborczej duchowny wskazał, że kościół został zdezynfekowany, a ceremonia była już dwukrotnie przekładana.
– Ci młodzi ludzie chcą być rodzicami chrzestnymi, brać udział w uroczystościach. Każdy, kto się bał, mógł otrzymać od nas zaświadczenie i podejść do sakramentu kiedy indziej, w innej parafii. Z tego rozwiązania skorzystały np. osoby chore na COVID-19, osoby na kwarantannie – ujawnił proboszcz.
Ks. Zygmunt Kosowski skomentował też fakt, że na zewnątrz wierni siedzieli blisko siebie, nie zachowując odpowiedniego dystansu. Zdaniem proboszcza to mogły być osoby mieszkające we wspólnych gospodarstwach domowych.
– To były osoby, które nie zmieściły się w kościele. Być może siedzieli bliżej siebie, bo są rodzinami, mieszkają razem, więc nie obowiązują ich zasady dotyczące dystansu – ocenił ksiądz.
Dziennikarze Gazety Wyborczej chcieli jeszcze o tej sprawie porozmawiać z krakowską kurią, jednak nie otrzymali odpowiedzi na wysłane pytania. Warto przypomnieć, że na czas Wielkiego Tygodnia został zamknięty klasztor dominikanów w Lublinie. Wśród braci wykryto koronawirusa.
Artykuły polecane przez redakcję Pikio:
- Dziennikarze Onetu sprawdzili, czy limit wiernych w kościołach jest dziś zachowany. Zaskakujące wyniki
- Apteki pilnie wycofują Febrisan. Dziesiątki serii nie nadają się do użytku
- Dr Szułdrzyński o sytuacji szpitali w Polsat News
Źródło: Gazeta Wyborcza