75-latka czekała na karetkę kilka godzin, odesłano ją z teleporady. Nie żyje, wnuczka wszystko ujawniła
75-letnia kobieta nie żyje. Jej stan pogarszał się z godziny na godzinę. Na karetkę musiała czekać ponad 4 godziny. Kiedy zaniepokojona wnuczka zadzwoniła na teleporadę, zaproponowano jej termin po weekendzie. Niestety, czas nie był łaskawy i mimo reanimacji 75-latka zmarła.
Okoliczności przykrej sprawy opisał na swoich łamach portal tcz.pl. Do dziennikarzy napisała czytelniczka, pani Aneta i dokładnie zrelacjonowała, co wydarzyło się w piątek, 12 marca. Niestety, walka o życie zakończyła się fiaskiem.
Kobieta otrzymała pomoc o wiele za późno
- Babcia powiedziała mi, że źle się czuje - bolały ją plecy, wymiotowała. Przyjechałam do niej i zadzwoniłyśmy na 112. Pierwszy telefon wykonałam około 11.30. Dyspozytor kazał mi kupić pyralginę i ketonal. Leki miałam podać babci i zadzwonić za godzinę, by poinformować, czy stan się poprawił. Tak się nie stało. Koło trzynastej znowu zadzwoniłam na 112. Nic się nie poprawiło, zatem chcieliśmy pomocy medycznej dla babci. Usłyszeliśmy, że nie ma wolnych karetek- że będziemy musieli poczekać trzy godziny - czytamy relację pani Anety na portalu tcz.pl,
Wnuczka postanowiła zadzwonić także do przychodni, jednak jedyne, co można było zaproponować to teleporada z terminem na poniedziałek. Wszystko z powodu braku miejsc. Stan 75-latki nadal się pogarszał i było już wiadome, że teleporada nie będzie ratunkiem.
- U dyspozytora usłyszałam, że szybciej przyjedzie straż pożarna niż karetka. Tuż przed godz. 16:00 babcia straciła przytomność. Ponownie zadzwoniłam na 112 i wezwałam karetkę. Dyspozytor poinstruował mnie, że mam wezwać kogoś do pomocy - poszłam do sąsiadki - a on później mówił mi, co mamy robić np. na wypadek wymiotów - opowiada pani Aneta.
Ostatecznie test na COVID-19, wykonany po przyjeździe ratowników, okazał się być negatywny. 75-latka została poddana reanimacji, jednak było już za późno. Medycy zjawili się na miejscu dopiero po 4,5 godziny.
Sprawa została zgłoszona na policję z powodu trudności z otrzymaniem pomocy medycznej, ale prokuratura zdecydowała o niewszczynaniu śledztwa. Wydano uzasadnienie, w którym czytamy, że odstąpiono od zlecenia sekcji zwłok, ponieważ 75-latka przeszła 2 zawały, udar, cierpiała na cukrzycę - była przewlekle chora. Sprawą mają zająć się z kolei przedstawiciele wojewody.
Pani Aneta twierdzi, że owszem, babcia przeszła swoje, jednak w ostatnim czasie czuła się dobrze i można było jeszcze coś zrobić. Zdecydowała się nagłośnić sprawę, aby uświadomić innym, co dzieje się w czasach epidemii i jak karkołomne bywa czasami wezwanie pomocy. Niestety, niekiedy z marnym skutkiem.
Strażacy z Tczewa potwierdzają, że gdy nie ma wolnych karetek, dyspozytor zleca im wyjazd do pacjenta. Kpt. Michał Myrda, rzecznik tczewskiej straży pożarnej, zaznacza, że teraz odnotowuje się wzrost przypadków zachorowań, a strażacy jeździli do osób, które były zdrowe - jeszcze zanim nastała epidemia.
Strażacy nie zajmują się jednak przewożeniem pacjentów do szpitali, a jedynie udzielają pomocy na miejscu. Jeśli występuje zagrożenie życia lub zdrowia, z ekipą wyjeżdża przeszkolona do tego celu osoba. Jednak zdarzają się wyjazdy i do chorych ludzi, u których test na koronawirusa okazuje się pozytywny dopiero po przewiezieniu do szpitala.
Artykuły polecane przez redakcję Pikio:
- Minister zdrowia wziął udział w programie na żywo. Zabrał głos ws. surowszych obostrzeń
- Wielkopolska: Matka i dwoje dzieci rannych, niespełna roczny synek nie żyje
- Michał Wiśniewski przekazał smutną informację. Odwołano jego koncert
Źródło: tcz.pl, Onet