Relacja nurka, który odnalazł rodzinę w zatopionym aucie. "Wewnątrz były skłębione ciała"
Po tragedii nurek, który brał udział w akcji poszukiwawczo-ratowniczej w Dziwnowie, opowiedział o tym, jak przebiegały działania. Specjalista, który znalazł w zatopionym samochodzie „skłębione” ciała, przyznał, że widok był straszny. Ekspert przyznał, że rodzina nie miała szans na przeżycie tego dramatycznego zdarzenia.
W związku z tragiczną śmiercią rodziny w Dziwnowie, która została wyłowiona wraz z samochodem z kanału portowego, niedawno głos zabrał nurek, który jako jeden z pierwszych dotarł na miejsce. Specjalista przekazał szczegóły akcji poszukiwawczo-ratowniczej na łamach „Super Expressu” oraz „Faktu”.
Po zawiadomieniu służb o zdarzeniu, podczas którego auto wpadło do kanału portowego w Dziwnowie, na miejsce wezwano nurków, straż pożarną, policję, pogotowie ratunkowe oraz Morską Służbę Poszukiwania i Ratownictwa. Działania rozpoczęły się w niedziele 28 lutego po południu.
Dziennikarze dotarli do nurka, który pracował przy poszukiwaniu samochodu
Nurkowie dotarli do zatopionego pojazdu przed godziną 16:00. Niestety żaden z członków czteroosobowej rodziny nie przeżył. Wśród ofiar były dzieci w wieku 8 oraz 3 lat. Tragedia wstrząsnęła całą Polską.
O tym, jak przebiegała akcja poszukiwawczo-ratownicza, opowiedział nurek, który jako jeden z pierwszych dotarł do Dziwnowa i odnalazł zatopioną rodzinę. Ekspert przyznał, że rodzina nie miała szans na przeżycie.
– Dostałem sygnał, gdy byłem w domu. Założyłem skafander i dosłownie w ciągu kilkunastu minut byłem już w wodzie w asyście straży pożarnej. Woda miała 4 stopnie, widoczność to było zaledwie pół metra – powiedział na łamach „Super Expressu” Zbigniew Jeszka.
Nurek zrozumiał, że jest za późno na pomoc, jak tylko znalazł się bliżej samochodu. Auto napełniało się już wodą, a członkowie rodziny pozostawali w bezruchu.
– Obie szyby z przodu były uchylone na kilkanaście centymetrów. Liczyłem na to, że może jeszcze żyją dzięki poduszce powietrznej, ale gdy zobaczyłem, że samochód jest pełen wody, zrozumiałem, że już za późno– ujawnił w rozmowie z „Faktem”.
– Byli zapięci w pasach i zwisali głowami w dół, a samochód wypełniał się wodą – dodał.
Najtrudniejsza akcja w całym zawodowym życiu nurka
Choć nurkowie nierzadko biorą udział w akcjach poszukiwawczo-ratowniczych, podczas których walczą z czasem, by uratować życie ludzi, Zbigniew Jeszka przyznał, że nigdy nie przeżył tak trudnego doświadczenia, jak w czasie działań nad Zalewem Kamieńskim w Dziwnowie.
Specjalista opowiedział o tym, co zobaczył, gdy zbliżył się do zatopionego samochodu. Nurek ujawnił, że ujrzenie martwych dzieci to niełatwe przeżycie.
– Pierwsze, co zobaczyłem, to rączki tego małego chłopczyka. Widok tego dzieciaczka w tym foteliku... straszny! Wewnątrz były skłębione ciała, za kierownicą była kobieta – oświadczył.
Obecnie trwa wyjaśnianie okoliczności, w jakich doszło do tragicznego wypadku. Pod uwagę bierze się awarię samochodu, jednak niektóre ślady mogą wskazywać na umyślne wjechanie do kanału w celu popełnienia rozszerzonego samobójstwa. Na ostateczne oświadczenie w tej sprawie trzeba jeszcze zaczekać.
W innym z naszych artykułów pisaliśmy również o bombie lotniczej, którą znaleziono na Popowicach w okolicach Wrocławia. W czwartek 4 marca przeprowadzona ma zostać wielka ewakuacja blisko pięciu tysięcy osób. O szczegółach dowiecie się z tego tekstu.
Artykuły polecane przez redakcję Pikio:
- "Będę miał dzidziusia". Zabawne zdjęcie Marcina Prokopa
- Aleksander Kwaśniewski zabrał głos ws. zdrowia Jolanty Kwaśniewskiej. Chodzi o powikłania pocovidowe
- Skandaliczny artykuł w niemieckiej gazecie. Dziennikarz obraził Piotra Żyłę
Źródło: Radio ZET