Pracownicy pogotowia znaleźli obelżywy list od jednego z mieszkańców. Mamy zdjęcie
Informacje o skandalicznym liście od jednego z mieszkańców udostępnili pracownicy pogotowia w mediach społecznościowych. Jego treść zwala z nóg. Trudno uwierzyć, że ktoś mógł naprawdę zrobić podobną rzecz.
Ratownicy medyczni z Łodzi podzielili się z Polakami przykrymi informacjami. Chociaż zwykle starają się mówić o pozytywnych wydarzeniach z ich życia, to tym razem musieli zrobić wyjątek. Żaden z nich nie spodziewał się bowiem obelg, które musieli przeczytać zaraz po tym, gdy przyjechali pod jedną z łódzkich kamienic, by ratować życie jednego z jej mieszkańców.
Pracownicy pogotowia przekazali porażające informacje
Zdjęcie listu, który ratownicy znaleźli przy karetce, zostało opublikowane w poniedziałek na stronie Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. Ratownicy przyjechali do jednej z kamienic na ul. Wschodniej do ciężko chorej starszej kobiety. Zaparkowali karetkę na sygnale przed wejściem i rzucili się na ratunek.
- Jeśli widzicie ambulans pozostawiony na włączonych sygnałach świetlnych oznacza to, że nasz zespół ratuje życie. Są to zwykle wizyty, podczas których prowadzimy resuscytację krążeniowo-odechową. Wezwania do osób z zawałem mięśnia sercowego, czy udarem mózgu. W tych przypadkach liczy się czas... - możemy przeczytać w poście.
Po wyjściu nie mogli spodziewać się tego, co zastali. Przy karetce znajdował się list od jednego z mieszkańców kamienicy, w której właśnie ratowali komuś życie. Być może nie spodziewali się podziekowań, chociaż te często w takiej formie znajdują, ale na pewno zaniemówili, gdy zapoznali się z treścią odręcznie napisanej notatki.
- Naucz się k...o parkować Bo to że masz koguty włączone to nie znaczy że możesz parkować gdzie popadnie!!! Szmato!! Nie utrudniaj innym wjazdu i wyjazdu!!! - brzmiała krótka wiadomość (pisownia oryginalna).
Niestety, okazuje się, że tego typu zachowania nie są odosobnionym przypadkiem. Łódzka „Gazeta Wyborcza” w artykule poświęconym temu wydarzeniu zacytowała bowiem dyrektora łódzkiej stacji, który przyznał, że kilka razy w miesiącu trafiają się przypadki nawet fizycznej przemocy wobec lekarzy i pracowników, którzy jeżdżą karetkami.
Nie on jedyny potwierdza, że chamskie i agresywne zachowania wobec ludzi, którzy przyjeżdżają ratować komuś życie, to w Polsce chleb powszedni. Cytowany przez o2 przewodniczący związku zawodowego ratowników medycznych z Krakowa, Piotr Dymon, ma na potwierdzenie tych słów niejedną historię.
- Nie przyjeżdżamy do osoby, która nas wezwała w odwiedziny czy na kawę tylko ratować życie. Często spotykamy się z agresją słowną czy wręcz przemocą. Ludzie, którzy wezwali karetkę myślą, że mogą wszystko włącznie z obrażaniem i biciem. Kilka lat temu w Katowicach zdarzyło się, że człowiek - bokser czy zawodnik MMA - znokautował ratownika, który ratował życie dziecka - opisuje.
Ratownicy często słyszą różne oblegi, niektórzy twierdzą wręcz, że to oni „rozsiewają zarazę”. Ludzie, którzy przejawiają takie zachowania, nie zdają sobie sprawy z tego, że pracownicy medyczni narażają życie własne i swoich rodzin, by nieść pomoc potrzebującym. A gdy zostawiają karetkę w takim miejscu, to robią to z potrzeby chwili, a nie złośliwie.
Artykuły polecane przez redakcję Pikio:
- Sylwia i jej chłopak łącznie zarabiają 6 tys. zł. „Żyjemy jak dziady”, internauci zareagowali
- Nie żyją rodzice, dwoje dzieci i pies. Śledczy podali jedną z przyczyn tragedii w Dziwnowie
- Od 1 lipca rusza rejestr wszystkich źródeł ciepła w budynkach w całym kraju
Źródło: Facebook@wsrmlodz