Rodzina pacjentki dostała wiadomość o jej śmierci. Onet: Doszło do poważnej pomyłki, zmarła inna osoba
Autor Irmina Jach - 22 Grudnia 2020
Pacjentka tuż przed śmiercią została przewieziona z izolatorium przy Bobrowieckiej do Szpitala Czerniakowskiego w Warszawie. Personel omyłkowo wydał w trakcie procedury dokumenty innej pacjentki. Gdy zmarła, wystawiono akt zgonu na nazwisko obcej osoby. Kulisy sprawy ujawnił Janusz Schwertner w swojej publikacji dla Onetu.
Pacjentka zmarła 9 grudnia w warszawskim szpitalu. Kobieta w podeszłym wieku, u której stwierdzono zakażenie koronawirusem, była w bardzo ciężkim stanie. Początkowo przebywała w izolatorium działającym przy Domu Opieki "Nestor". Gdy zaczęła uskarżać się na powikłania, podjęto decyzję o hospitalizacji. Niestety, kobieta odeszła mimo podjętej reanimacji.
Szpital wystawił akt zgonu na inne nazwisko. Doszło do fatalnej pomyłki
Jak czytamy w artykule Janusza Schwertnera opublikowanym na portalu Onet, personel podjął kontakt z rodziną na podstawie dokumentów, które otrzymał. Nikt nie przypuszczał, że podczas akcji ratunkowej mogło dojść do pomylenia dokumentacji pacjentów.
- Po śmierci pacjentki naszym zadaniem było wystawić kartę zgonu i skontaktować się z jej rodziną. I tak zrobiliśmy. Opowiedzieliśmy, co się stało. Rodzina przyjęła tę smutną wiadomość ze zrozumieniem - relacjonuje jedna z lekarek.
Po kilku dniach, kiedy córka udała się do szpitala po odbiór rzeczy swojej matki, okazało się, że doszło do tragicznej w skutkach pomyłki. Starsza kobieta żyła, a o śmierci została poinformowana nie ta rodzina, co trzeba.
- Skąd my się o tym wszystkim dowiedzieliśmy? To córka poinformowała nas, że jej mama żyje i że w takim razie musiało dojść do jakiejś fatalnej pomyłki. Kogo więc tak naprawdę "pochowaliśmy"? My nie wiemy. Widocznie w domach opieki panuje taki bałagan, że trudno ustalić, kto właściwie został do nas przywieziony - tłumaczy pracownica szpitala w wypowiedzi dla portalu Onet.
- Pierwszy raz w życiu coś takiego mi się zdarzyło. Mogę sobie tylko wyobrazić szok, jaki przeżyła ta rodzina, gdy najpierw dowiedziała się o rzekomej śmierci bliskiej osoby, a kilka dni później wszystko okazało się wynikiem jakiegoś wielkiego zamieszania - dodaje.
Ostatecznie, udało się dojść do prawdy i odwrócić fatalną w skutkach pomyłkę. Niestety, jak to często bywa w tego typu przypadkach, trwa obecnie przerzucanie się odpowiedzialnością za popełnioną feralną pomyłkę.
- Pacjentka została do nas przetransportowana w karetce z grupą kilku innych kobiet. Wszystkie ze stwierdzonym COVID-19 trafiły do nas z prywatnego domu opieki społecznej. Niestety zdarza się - i tak było w tym przypadku - że takim przyjęciom towarzyszy duży chaos. Ratownicy medyczni przekazali nam dokumentację, ale nie potrafili przypisać poszczególnych dokumentów do konkretnych osób - opowiada Magdalena Stolarczyk, dyrektor zarządzająca izolatorium działającym przy Domu Opieki "Nestor", w rozmowie z dziennikarzem Onetu.
9 grudnia do izolatorium zostali przywiezieni podopieczni z prywatnego domu opieki "Patrycja". Przyjęcia trwały od wczesnych godzin rannych do późnego wieczora. W trakcie drugiego i trzeciego transportu ratownicy przywieźli ze sobą również skierowania wraz z historiami chorób osób z wcześniejszego kursu. Wówczas doszło do zmieszania akt.
Artykuły polecane przez redakcję Pikio:
- Ksiądz powiedział, jakiej kwoty oczekuje w kopertach po kolędzie. Wierni mogą być szczerze zaskoczeni
- Zacznie się już za kilka dni. Wielka mobilizacja policji w całym kraju, siły zostaną skierowane w jedno miejsce
- Dramatyczne wieści o stanie zdrowia Bronisława Komorowskiego. Cała prawda wyszła na jaw
Źródło: Onet.pl