Ostatnia wyrok śmierci w Gwatemali wykonany przez rozstrzelanie, 1996 rok. Fot. YouTube/AP Archive
Śmierć za różnego rodzaju przestępstwa było częścią tworzonego przez wspólnoty ludzkie prawa od zawsze. Stosowano ją na złodziejach, mordercach, zdrajcach i gwałcicielach. Z czasem zawężono jej działanie do najgorszych i najobrzydliwszych jedynie postępków, których definicja oczywiście różniła się w zależności od kraju, kultury i woli ludu.
W II Rzeczypospolitej np. przysługiwała korumpowanym urzędnikom i korumpującym ich przestępcom oraz oczywiście mordercom, zdrajcom czy szpiegom. Nie inaczej było w PRL, w której wykorzystywano ją jako straszak i narzędzie represji w procesach pokazowych. Za poprzedniego systemu również często skazywano na nią morderców i zwykłych bandytów, a ostatni wyrok przez powieszenie (żołnierzy rozstrzeliwano) wykonano w 1988 roku.
Do momentu zniesienia cywilnej kary śmierci w dziesięć lat później kilku więźniów zdążyło ją otrzymać, lecz ostatecznie zastąpiono ich wyroki na dożywotnie więzienie. Co ciekawe na powieszenie skazany został również Mariusz Trynkiewicz (przy ogromnym poparciu społecznym dla tego rozwiązania), ale w wyniku amnestii karę zamieniono na 25 lat więzienia.
Przez 15 lat od wykreślenia najwyższej formy kary z naszego prawa karnego, była ona dopuszczalna na wypadek wojny, kiedy to zawieszane są prawa obywatelskie. Przepisy przewidywały ją w wypadku zdrady lub dezercji. Ten ostatni przypadek stał się szczególnie sławny za sprawą wydarzeń I wojny światowej, która wprowadziła pojęcie
Shell shockc, czyli paraliżu i niemożności uczestnictwa w bitwie, który podlegał wówczas pod dezercję i był karany poprzez rozstrzelanie.
Pod naciskami opinii międzynarodowej i instytucji unijnych, zdecydowano się przystać na ten krok. Podejrzewam jednak, że każdy zdrowo myślący oficer w podobnej sytuacji (nie mówię tutaj o objawach zespołu stresu pourazowego, które nie zależą od żołnierza) pociągnąłby a spust. O jego dalszym losie zdecydowałby jednak zapewne sąd wojskowy albo trybunał w Hadze.
Kara śmierci – dobrze czy złe rozwiązanie?
Z biegiem lat poparcie obywateli RP dla pozbywania się z tej ziemi najgorszych przedstawicieli gatunku ludzkiego maleje. Jeszcze dwie dekady temu w ewentualnym referendum z łatwością przywrócono by stryczek, a obecnie mogłoby to być trudniejsze. W 2004 roku z pomysłem egzekucji morderców wyszedł PiS, ale projekt odrzucił Sejm. Obecnie raczej trudno byłoby zadowolić wszystkich, a na tym polega polityka. Więcej korzyści dają nam jednak chyba dobre stosunki z partnerami z UE niż praca zawodowych katów.
Co jednak uważam o tym ja? Moim zdaniem kara śmierci dla najgorszych i zdecydowanych zwyrodnialców: morderców, gwałcicieli i dopuszczających się molestowania i wykorzystywania seksualnego dzieci powinna być obecna i akcpetowalna. Zabrzmi to dla wielu prostacko, ale mało mnie to obchodzi.
Uważam, że nikt kto dopuszcza się wykorzystania czyjegoś ciała dla własnych chorych celów, kto zabija dla przyjemności lub dla pieniędzy, lub kto niszczy dzieciom życie, nie powinien stąpać po ziemi. Osoby chore psychicznie lub te, które popełniły jakiekolwiek z wymienionych wyżej przestępstw nieświadomie, należy poddać procesowi leczenia i resocjalizacji, ale nie w więzieniach, w których człowiek raczej utwierdza się w bandytyzmie.
Dlaczego kara śmierci?
Mówi się, że odebranie komuś życia za jego czyny jest złem, że jest niehumanitarne, sprzeczne z jakimiś tam wartościami, okrutne i po prostu niepasujące do czasów, w których żyjemy. Nie zgadzam się z tym i tutaj pojawia się problem związany z moralnością, czyli czymś, co człowiek lubi narzucać i czym lubi argumentować swoje poglądy.
Wcale nie uważam, aby kara śmierci była przeżytkiem. Nie każde pozbawienie życia jest negatywne. Podczas gdy ktoś cieszy się, że pan morderca X został ponownie wcielony do społeczeństwa po wieloletnich przygotowaniach i teraz „ma czas, by przemyśleć swoje postępowanie” i „będzie z tym żył do końca”, mnie to wcale nie zadowala. Nie zadowala mnie, że żałuje, bo w końcu, jakie są z tego korzyści? I nie zadowala mnie, że "żałuje", bo może wcale tak nie czuć i planować kolejny atak na normalność. Sprawiedliwa kara śmierci nie jest mordem, jest zapłatą i to dużo lżejszą i często mniej bolesną, za dużo bardziej gorszący czyn.
Jasne, kara śmierci nie odstrasza i przestępstwa nadal się zdarzają tam, gdzie się ją stosuje. Co jednak odstrasza? Czy 25, 30, czy w przypadku amerykańskich ekstremalnych wyroków 100 lat więzienia, czyli dożywocie, odstrasza, jeśli ciągle słyszymy o podobnych wyrokach? Nie robi tego nic, lecz stosując karę śmierci, przynajmniej nie będziemy łożyli na fałszywą resocjalizację, bo są rzeczy niewybaczalne, za które uważam, powinno się zapłacić raz na zawsze.
Pomimo to nie zamierzam lobbować, czy demonstrować w interesie przywrócenia kary śmierci. Nie zależy mi na tym, a w naszym kraju mamy dużo więcej poważniejszych problemów, niż tak bardzo związana z uczuciami i emocjonalnością sprawa karania najobrzydliwszych bandytów. Tutaj zapisałem jedynie mój osobisty pogląd na samą zasadność kary śmierci, a nie plan jej wdrożenia, gdyż to wymagałoby już naukowej rozprawy popartej konsultacjami z ekspertami z dziedzin prawa i psychologii.
Mikołaj PileckiReaktor
Pikio.pl, a z zamiłowania krytyk życia polityczno-społecznego. Nie głosuję i jak na razie nie zamierzam. Politycyzacja wszelkich sfer życia jest patologią.
ZOBACZ TAKŻE:- Wieczorek: Obrzezanie kobiet, czyli gdzie leży granica między wolnością a walką o ludzkie życie
- Zaborowski: Dlaczego ludzie nie udzielają pierwszej pomocy?
- Pilecki: klasizm na lewicy