Akash
Akash
Redaktor - 24 Sierpnia 2023

Akash – Moje melancholie – filozofia ubrana w rap

O każdym niemal raperze można napisać, że z jakiegoś powodu wyróżnia się na tle całej polskiej rap sceny. To tak zbanalizowana fraza, że trudno jej nadużywać ponownie, by opisywać najnowszy krążek Akasha, ale trzeba. Wyróżnia się do tego stopnia, gdy go słuchasz, słyszysz tylko jego słowa. Wypowiadane, nawiasem mówiąc, głosem aktora, który umie w rap, ale umie też w wokal, czyli – kontroluje go zupełnie i pozwala w końcu słuchaczom WYRAŹNIE usłyszeć wszystkie słowa. Co jeszcze? Sprawdź!

Akash – słowo to muzyka

Można rapować, a w tle leci bicik. Można dawać bit i coś tam rapować, ale gdy jedno i drugie współgra w kruchej, ale jednak równowadze? O! Tego to na polskiej rapscenie często nie można uświadczyć. A tu proszę – zjawia się Akash, cały na czarno (i biało!), i pokazuje albumem Moje melancholie, że nie tylko się da, ale trzeba. Akash z pewnością reprezentuje – jeśli można tak powiedzieć o jego twórczości – rap inteligencki. Chociaż to nieprecyzyjne określenie. Romantyczny, mroczny, ale nie polską szarą, biedną i ponurą, chociaż też. Mroczny ideami, ciężki od ciężaru stawki, o jaką toczy się gra, a toczy się o najwyższą, według Akasha – twoją duszę. Jest bez wątpienia Akash także moralistą w swoich tekstach, ale jego moralizm różni się od typowych truskulowych raperów. Klasyczny truskul był nowatorski pod tym względem, że wydobywał rapem spod ziemi te wszystkie brudy, których nikt nigdzie nie chciał i nie mógł pokazywać. Rap stał się więc przestrzenią dla tych wszystkich, którzy chcieli wykrzyczeć światu w mordę swoją wściekłość. Akash na świat się nie wścieka, bardziej na ludzi, ale jest nową wartością w polskim rapie, bo nie bawi się w reportaż o złu tego świata. Pokazuje też, w jaki sposób można się od niego uwolnić i wyjść na światło. Powiedzieć, że świat zły? Każdy umie. Próbować wyobrażać sobie nowy – to poziom Akasha. Słowo współgra z muzyką. A jak brzmi muzyka?

Akash

Akash – Moje melancholie – co słyszę?

Wszystko! Wyobraź sobie zatłoczoną jazzową knajpkę w nowojorskim piekle lat 40. Wyobraź sobie cmentarz i usłysz dźwięk kościelnych dzwonów, a potem palce na klawiaturze fortepianu. Rejwach tłuczonego szkła. Wybuchy trąb. Gitarę. I bit, który określa rytm całej tej historii. Głos Akasha. Zaufaj – włączysz Moje melancholie – trafisz do wielu różnych, pozornie nieprzystających do siebie światów. I to się trzyma! Wielu raperów i bassmanów próbuje napchać do barszczu zbyt wielu grzybów. Puść tę muzę na słuchawkach, a trudno ci będzie wytrwać do końca. Przy nowej płycie Akasha trudno ci będzie nie włączać jej od nowa, ponownie, jeszcze raz i znowu. Moje melancholie to płyta niesamowicie wielowątkowa oraz wielowarstwowa muzycznie. Ludowość miesza się z jazzem, soulem, muzyką poważną niekiedy i rapem. No i, rzecz jasna, jest ten album cały melancholią przepełniony, ale nie taką, co grzęźnie w gardle jak gula płaczu. Akash nie odbiera nadziei i nie pastwi się nad bohaterem swojej twórczości. Raczej czule, choć stanowczo, podchodzi do sprawy. Sprawdź!

Artykuł sponsorowany.

Następny artykułNie przegap żadnych najciekawszych artykułów! Kliknij obserwuj pikio.pl na:Obserwuj nas na Google News Google News