Kozie jądra sposobem na impotencję
Wraz z rozwojem technologii stosowanej w medycynie na przestrzeni lat opracowywano coraz nowsze metody walki z impotencją. Jedne z nich były bardziej konwencjonalne, bliższe dotychczasowym osiągnięciom specjalistycznej medycyny, inne wręcz przeciwnie – rewolucyjne, nietypowe, nieszablonowe. Jednak niewątpliwie jedną z najdziwniejszych metod leczenia tej męskiej dolegliwości zaproponował pewien Amerykanin, John Brinkley. Poznajcie jego historię.
Brinkley z pseudo medycyny postanowił zrobić sobie sposób na życie. Był zielarzem. Nie skończył żadnych studiów medycznych ani żadnej innej szkoły lub choćby kursu o tym profilu, ale za to… kupił sobie stopień medyczny, dzięki czemu mógł wykonywać zawód doktora i prawie sto lat temu dorobił się pokaźnego majątku. Dzięki metodzie, która dziś brzmi dla naszego pokolenia wręcz komicznie, jemu udało się znaleźć wielu naiwnych pacjentów, którzy dali sobie wmówić, że opracowany przez niego rewolucyjny zabieg jest przyszłością medycyny.
Na czym więc polegał fenomen tego samozwańczego uzdrowiciela? Otóż, cały jego pomysł na zwalczanie problemów z zaburzeniami erekcji, opierał się na… wszczepieniu pacjentowi jąder kozła.
Już wcześniej Brinkley stosował metody, których nazwanie ,,nieetycznymi” lub ,,kontrowersyjnymi” byłoby po prostu eufemizmem. Na przykład aplikował swoim pacjentom zwykłą wodę, którą na tę okoliczność specjalnie barwił – przedstawiał ją jako trudno dostępny specyfik importowany z Europy. Za taki zabieg pobierał wysokie opłaty.
Co ciekawe, wielu pacjentów bardzo chwaliło sobie efekty takiego ,,leczenia”, wracali do niego, rekomendowali jego usługi znajomym i byli gotowi bronić swojego specjalisty przed złymi ludźmi, mającymi czelność go krytykować. Brinkley na pewno nie był pierwszym szarlatanem wykorzystującym efekt placebo (czyli siłę autosugestii) w celu żerowania na ludzkiej naiwności, ale w tamtych czasach nie było przecież internetu ani innej możliwości szybkiego dostępu do informacji – prości ludzie nie mieli pojęcia o istnieniu takich sztuczek, więc kiedy Brinkley pokazywał im półlegalną licencję, a jego metody wydawały się im skuteczne – obdarzali go całkowitym zaufaniem. Amerykanin doskonale potrafił wykorzystywać ten mechanizm działania.
Gdyby jednak poprzestał tylko na tych drobnych (choć oczywiście niebezpiecznych i nikczemnych) szachrajstwach, byłby tylko jednym z wielu i nie zostałby zapamiętany, a może nawet z pieniędzy zaoszczędzonych na swoich oszukańczych praktykach dożyłby spokojnej starości. On jednak postanowił wybić się spoza tego schematu i zrobić coś, dzięki czemu zyska międzynarodowy rozgłos i nieśmiertelność w branży medycznej.
Pod wpływem rozmowy z jednym z pacjentów, wpadł na pomysł, by mężczyźnie mającemu problemy ze wzwodem wszczepić gruczoły z jąder kozła. Podbudowany skutecznością takiego zabiegu, Brinkley zaczął wykonywać te przeszczepy masowo. Szacuje się, że wykonał ich nawet kilkanaście tysięcy, a z każdego czerpał po co najmniej kilkaset dolarów (co w tamtych czasach było bardzo dużą kwotą).
Choć może się to wydawać nieprawdopodobne, faktem jest, że ten rewolucjonista zyskiwał coraz większą renomę, a na zabieg przeszczepu z jąder capa zgłaszali się już nie tylko prości ludzie, ale i dziennikarze, gwiazdy show-businessu a nawet politycy. Jego klinika prosperowała naprawdę dobrze, a pacjenci masowo zabiegali o zamówienie jak najszybszego terminu zabiegu. Na pewnym etapie życia jego majątek pozwalał mu być posiadaczem… trzech jachtów i luksusowej posiadłości. W mediach, interesujących się nim coraz bardziej, uchodził za dziwaka. Rzekomo podziwiał Hitlera, a jednym z elementów dekoracji w jego domu były… swastyki.
Nagły skok sławy i przypływ gotówki najwyraźniej jednak zaszkodził ambitnemu szarlatanowi, gdyż zaczął popełniać kardynalne błędy, z których najpoważniejszym był alkoholizm. Doktorowi zdarzało się nawet przeprowadzać zabiegi pod wpływem alkoholu, co prowadziło w niektórych przypadkach do powikłań a nawet zgonu pacjenta. Co za tym idzie – Brinkley zaczął mieć problemy z prawem. Szacuje się, że na skutek jego zabiegów, życie straciło co najmniej kilkadziesiąt osób, a liczba Amerykanów, których stan zdrowia pogorszył się po tym specyficznym przeszczepie, jest wręcz trudna do oszacowania.
Ostatecznie, pod wpływem wielu zarzutów (w tym nawet kryminalnych, takich jak szantażowanie swoich pacjentów w celu wyłudzenia od nich jak największych kwot), Brinkley’owi odebrano licencję na wykonywanie zawodu, a on sam utracił cały zgromadzony majątek i musiał ogłosić bankructwo. Niedługo później zmarł na serce.
Sukces Brinkley’a opierał się w dużej mierze na jego sile przebicia, przebojowości i konsekwencji w realizacji swoich dziwacznych planów. Potrafił niemal hipnotyzować ludzi, którzy masowo ulegali jego zapewnieniom o niezwykłej skuteczności zabiegu i nadludzkiej sprawności seksualnej, która będzie ich udziałem po zdecydowaniu się na zabieg. W miarę zdobywania coraz większych funduszów, inwestował w coraz potężniejsze narzędzia propagandy – wykorzystywał w tym celu nawet… radio.
Dzisiejsza medycyna, choć wciąż nie jest w stanie zagwarantować w pełni skutecznych metod walki z impotencją, jest jednak daleka od czerpania wzorców od Brinkley’a, który wprawdzie faktycznie przeszedł do historii jako ,,doktor od jąder kozła”, ale są to mało chwalebne karty historii i dziś jego nazwisko jest synonimem stosowania zacofanych, niebezpiecznych metod leczenia i żerowania na ludzkiej naiwności.
Źródła:
https://en.wikipedia.org/wiki/John_R._Brinkley
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/265259,1,doktor-cap.read